Boję się starości. Tego, że będę brzydka i pomarszczona. Że
ludzie w tramwaju będą ustępować mi miejsca z myślą „stanęła nade mną i będzie
sapać”. Ale najbardziej boję się dwóch rzeczy: że będę musiała zostawić na tym
świecie osobę, którą kocham, albo, że ja zostanę sama. Sama z psem. Stara i
niedołężna. Płacząc w poduszkę za bliską osobą, której nigdy już nie zobaczę, z
myślą, że nie dam rady wstać samodzielnie z łóżka, ale przecież trzeba
wyprowadzić psa, bo zasra całe mieszkanie. Boję się tego, że będę pachnieć jak
Ci wszyscy starzy ludzie moczem i rozkładającym się ciałem. Że nie będę mogła
patrzeć na siebie w lustrze, ruszać się samodzielnie i że będę upierdliwa dla
sąsiadów z góry i dla młodzieży, która używa niecenzuralnego języka. Że nie
będę pamiętała, że sąsiadka ma na imię Krysia i jak trafić do domu ze sklepu. I
boję się tego, że kiedy umrę w samotności jedynie ta Krysia domyśli się, że ze
mną coś nie tak, bo pies szczeka od dwóch dni za drzwiami w mieszkaniu obok.
Albo, że będę musiała żyć na minimalnej emeryturze i wybierać: masło czy leki
na serce. Że nie będę obchodziła urodzin, bo kto by liczył lata czy pamiętał
kiedy się urodziłam, że już tylko imieniny będę obchodzić, bo przecież w
kalendarzu pisze, że Jagody dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz